Informacje
- 9 grudnia 2019
- wyświetleń: 27614
[ZDJĘCIA] Dramat na przejściu! Ludzie opamiętajcie się!
Kolejna akcja bielskiej drogówki i Fundacji na Rzecz Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, której mój portal wspólnie z Radiem Bielsko patronuje. Od początku jesieni aktywnie uczestniczę w akcjach profilaktycznych organizowanych po zmroku na ulicach Podbeskidzia. Tym razem sprawy potoczyły się inaczej niż zwykle.
To była już w sumie rutyna. Spotkanie w Wydziale Ruchu Drogowego przy ul. Kamińskiego około godziny 16:30. Trzy szybkie łyki kawy, omówienie planu działania i ruszamy w trasę wspólnie z asp. Bartłomiejem Kapiasem, mł. asp. Iloną Michalczyk, Panią Aliną Puszyńska (prezes fundacji) i Łukaszem Luszczakiem z Radia Bielsko. Jeden stopień Celciusza, deszcz, wiatr i fatalne warunki do jazdy. Generalnie dziś mi się nie chce. Źle się czuję i od rana jestem "jakiś nie swój". Najchętniej nigdzie bym nie jechał, ale "jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B".
Jedziemy na ul. Górką, gdzie kilka dni temu doszło do potrącenia kobiety przez Subaru Forester. Uważam, że to dobre miejsce na tego typu akcję, ponieważ przejście jest fatalnie oświetlone. Ktoś rzuca hasłem: - "Bartek jedź może przez Złote Łany. To po drodze przystaniemy tam na chwilkę, bo tam też jest fatalnie. Później pojedźmy na Górską". Pomysł akceptowany przez wszystkich. Jedziemy na ul. Łagodną w rejon przejścia przy skrzyżowaniu z ul. Jutrzenki (w ubiegłym roku doszło tam do kilku poważnych potrąceń w krótkim odstępie czasu). Asp. Bartłomiej Kapias jedzie bardzo powoli, wręcz nienaturalnie i jak sam przyznaje - "warunki są fatalne i niewiele widać w tej mżawce". Minęliśmy przejście, które było naszym celem i okazało się, że nie ma bezpiecznego miejsca do zatrzymania radiowozu. Pojechaliśmy kawałek dalej do kolejnego przejścia przy skrzyżowaniu z ulicą Liściastą. Radiowóz jechał powoli (około 30km/h) i zwalniał przed przejściem, na które właśnie wchodził pieszy. Mężczyzna poruszał się z prawej strony względem radiowozu, którym jechaliśmy. Gdy pieszy spokojnym krokiem dociera do połowy przejścia, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego co się za moment wydarzy, ale nie możemy tego zatrzymać. To ułamek sekundy, w którym zdajesz sobie sprawę, że właśnie rozsypie się czyjeś życie, a Ty możesz tylko patrzeć. Milisekundy, które przed oczami ciągną się bardzo długo.
Tak! - Kierowca jadący z przeciwka nawet nie zwolnił. Z pełną prędkością uderza w człowieka, który właśnie przekracza jezdnię. Z lewej strony mieliśmy uchylone okno (trochę nam zaparowało gdy w piątkę zaczęliśmy chuchać w małym samochodzie). Huk szkła i blachy, chwila ciszy i przeraźliwy dźwięk ciała uderzającego o ziemię tuz obok nas. Później cisza... Przenikliwa cisza....
Policjanci? - Pełne opanowanie. Mam wrażenie, że tego nie nauczy żadne szkolenie. Do tego trzeba dojrzeć służąc lata na drodze. Asp. Bartłomiej Kapias chwyta gruszkę radiostacji i informuje o zaistniałej sytuacji dyżurnego. Wychodzę z radiowozu, a mł. asp. Ilona Michalczyk już na kolanach przy poszkodowanym, sprawdza jego funkcje życiowe i okrywa go kocem termicznym. Nawet nie wiem skąd tak szybko wzięła apteczkę. Widzę, że mężczyzna nie ma butów. Często się słyszy, że jeśli potrącony straci buty, to nie ma szans. Przez głowę przechodzą mi najgorsze myśli. Na szczęście człowiek żyje mimo, iż ma poważne obrażenia. Mocno krwawi.Dopiero widząc zalaną krwią jezdnię, dociera do mnie co się właśnie stało. Odruchowo wyciągam telefon i wykręcam numer alarmowy 112. Po kilku sekundach zgłasza się dyspozytorka, tłumaczę co się stało i uprawniam się, że jedzie karetka. W międzyczasie widzę kierowcę. Jest przerażony i blady jak ścina. Trzyma się za głowę, a jego oczy zaszklone. Nawet się nie tłumaczy. Milczy jak grób... Policjantka cały czas przy poszkodowanym. Mijają długie minuty oczekiwania na karetkę pogotowia ratunkowego. W międzyczasie ktoś przynosi dodatkowy koc i okrywa poszkodowanego. Łukasz z Panią Aliną stoją z boku. Na twarzy szok i niedowierzanie. Da się wyczytać z ich twarzy - "to nie tak miało wyglądać". Jacyś ludzie za plecami dyskutują o całej sytuacji. Wszystko dzieje się jak w jakimś pokręconym filmie akcji. Tyle, że to nie plan zdjęciowy do kolejnego filmu profilaktycznego kręconego z Adamem, a prawdziwe życie, prawdziwa tragedia i prawdziwa krew. To się zdarzyło naprawdę...
Później standardowo. Karetka, patrol wypadkowy i procedura, którą widziałem już setki razy. Tym razem jakoś inaczej. Przyznam szczerze - jakoś tak dziwnie. Po kilkunastu minutach Łukasz stwierdza, że wchodzimy na żywo do radia i na Facebooku. Gdyby nie gimbal, obraz rozmyłby się od roztrzęsionych rąk. Dochodzimy do wniosku, że będziemy kontynuować akcje zgodnie z planem. Jedziemy na Górką, gdzie mieliśmy jechać od początku. W radiowozie (notabene hybrydowym) panuje taka cisza, że słyszę bijące serce. Nikt się nie odzywa. Mam dość...
Mijamy docelowe przejście, bo nie ma gdzie się bezpiecznie zatrzymać. Jedziemy pod kościół do Straconki. Rozdajemy odblaski i rozmawiamy z ludźmi. Nikt już nie miał siły i ochoty wypowiadać się przed kamerą czy na radiowej antenie. Kończymy przed godziną 20:00. Widzimy się środę, 17-go stycznia. "Rób to co robisz i się nie poddawaj". Może będzie lepiej. Może ludzie się opamiętają. Nie poddajemy się.
Kierowca stracił prawo jazdy. W tym przypadku wina leży tylko po jego stronie i nie mam co do tego żadnej wątpliwości. 47-letni mężczyzna trafił do szpitala w poważnym stanie. Stracił dużo krwi i ma liczne złamania, ale najprawdopodobniej przeżyje i po rehabilitacji wróci do normalnego życia. Jemu się udało. Ty lepiej tego uniknij. Załóż ten je***y odblask! Daj się zobaczyć! Nie daj się zabić!
Jeźdźcie ostrożnie. Chodźcie ostrożnie. Żyjcie dobrze.
Teskt autorski: Bartłomiej Sidorczuk, redaktor naczelny serwisu Bielskie Drogi.
Jedziemy na ul. Górką, gdzie kilka dni temu doszło do potrącenia kobiety przez Subaru Forester. Uważam, że to dobre miejsce na tego typu akcję, ponieważ przejście jest fatalnie oświetlone. Ktoś rzuca hasłem: - "Bartek jedź może przez Złote Łany. To po drodze przystaniemy tam na chwilkę, bo tam też jest fatalnie. Później pojedźmy na Górską". Pomysł akceptowany przez wszystkich. Jedziemy na ul. Łagodną w rejon przejścia przy skrzyżowaniu z ul. Jutrzenki (w ubiegłym roku doszło tam do kilku poważnych potrąceń w krótkim odstępie czasu). Asp. Bartłomiej Kapias jedzie bardzo powoli, wręcz nienaturalnie i jak sam przyznaje - "warunki są fatalne i niewiele widać w tej mżawce". Minęliśmy przejście, które było naszym celem i okazało się, że nie ma bezpiecznego miejsca do zatrzymania radiowozu. Pojechaliśmy kawałek dalej do kolejnego przejścia przy skrzyżowaniu z ulicą Liściastą. Radiowóz jechał powoli (około 30km/h) i zwalniał przed przejściem, na które właśnie wchodził pieszy. Mężczyzna poruszał się z prawej strony względem radiowozu, którym jechaliśmy. Gdy pieszy spokojnym krokiem dociera do połowy przejścia, wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego co się za moment wydarzy, ale nie możemy tego zatrzymać. To ułamek sekundy, w którym zdajesz sobie sprawę, że właśnie rozsypie się czyjeś życie, a Ty możesz tylko patrzeć. Milisekundy, które przed oczami ciągną się bardzo długo.
Tak! - Kierowca jadący z przeciwka nawet nie zwolnił. Z pełną prędkością uderza w człowieka, który właśnie przekracza jezdnię. Z lewej strony mieliśmy uchylone okno (trochę nam zaparowało gdy w piątkę zaczęliśmy chuchać w małym samochodzie). Huk szkła i blachy, chwila ciszy i przeraźliwy dźwięk ciała uderzającego o ziemię tuz obok nas. Później cisza... Przenikliwa cisza....
Policjanci? - Pełne opanowanie. Mam wrażenie, że tego nie nauczy żadne szkolenie. Do tego trzeba dojrzeć służąc lata na drodze. Asp. Bartłomiej Kapias chwyta gruszkę radiostacji i informuje o zaistniałej sytuacji dyżurnego. Wychodzę z radiowozu, a mł. asp. Ilona Michalczyk już na kolanach przy poszkodowanym, sprawdza jego funkcje życiowe i okrywa go kocem termicznym. Nawet nie wiem skąd tak szybko wzięła apteczkę. Widzę, że mężczyzna nie ma butów. Często się słyszy, że jeśli potrącony straci buty, to nie ma szans. Przez głowę przechodzą mi najgorsze myśli. Na szczęście człowiek żyje mimo, iż ma poważne obrażenia. Mocno krwawi.Dopiero widząc zalaną krwią jezdnię, dociera do mnie co się właśnie stało. Odruchowo wyciągam telefon i wykręcam numer alarmowy 112. Po kilku sekundach zgłasza się dyspozytorka, tłumaczę co się stało i uprawniam się, że jedzie karetka. W międzyczasie widzę kierowcę. Jest przerażony i blady jak ścina. Trzyma się za głowę, a jego oczy zaszklone. Nawet się nie tłumaczy. Milczy jak grób... Policjantka cały czas przy poszkodowanym. Mijają długie minuty oczekiwania na karetkę pogotowia ratunkowego. W międzyczasie ktoś przynosi dodatkowy koc i okrywa poszkodowanego. Łukasz z Panią Aliną stoją z boku. Na twarzy szok i niedowierzanie. Da się wyczytać z ich twarzy - "to nie tak miało wyglądać". Jacyś ludzie za plecami dyskutują o całej sytuacji. Wszystko dzieje się jak w jakimś pokręconym filmie akcji. Tyle, że to nie plan zdjęciowy do kolejnego filmu profilaktycznego kręconego z Adamem, a prawdziwe życie, prawdziwa tragedia i prawdziwa krew. To się zdarzyło naprawdę...
Później standardowo. Karetka, patrol wypadkowy i procedura, którą widziałem już setki razy. Tym razem jakoś inaczej. Przyznam szczerze - jakoś tak dziwnie. Po kilkunastu minutach Łukasz stwierdza, że wchodzimy na żywo do radia i na Facebooku. Gdyby nie gimbal, obraz rozmyłby się od roztrzęsionych rąk. Dochodzimy do wniosku, że będziemy kontynuować akcje zgodnie z planem. Jedziemy na Górką, gdzie mieliśmy jechać od początku. W radiowozie (notabene hybrydowym) panuje taka cisza, że słyszę bijące serce. Nikt się nie odzywa. Mam dość...
Mijamy docelowe przejście, bo nie ma gdzie się bezpiecznie zatrzymać. Jedziemy pod kościół do Straconki. Rozdajemy odblaski i rozmawiamy z ludźmi. Nikt już nie miał siły i ochoty wypowiadać się przed kamerą czy na radiowej antenie. Kończymy przed godziną 20:00. Widzimy się środę, 17-go stycznia. "Rób to co robisz i się nie poddawaj". Może będzie lepiej. Może ludzie się opamiętają. Nie poddajemy się.
Kierowca stracił prawo jazdy. W tym przypadku wina leży tylko po jego stronie i nie mam co do tego żadnej wątpliwości. 47-letni mężczyzna trafił do szpitala w poważnym stanie. Stracił dużo krwi i ma liczne złamania, ale najprawdopodobniej przeżyje i po rehabilitacji wróci do normalnego życia. Jemu się udało. Ty lepiej tego uniknij. Załóż ten je***y odblask! Daj się zobaczyć! Nie daj się zabić!
Jeźdźcie ostrożnie. Chodźcie ostrożnie. Żyjcie dobrze.
Teskt autorski: Bartłomiej Sidorczuk, redaktor naczelny serwisu Bielskie Drogi.
Komentarze
Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielskiedrogi.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.